Walenty Roździeński

Walenty Roździeński

autor: Zbigniew Markowski

Dlaczego Roździeński wielkim poetą był? Otóż nie był. Sam Roździeński zresztą uznaje swój rym za „prosty”, choć dziś powiedzielibyśmy raczej, że jest ryzykowny. Trzynastozgłoskowiec „Officiny” czasem się łamie, a prosta jednopłaszyznowość poematu z całą pewnością nie postawi go w pierwszym szeregu arcydzieł literatury. Być może autor tylko dlatego nadał dziełu poetycką formę, iż uznał jego temat za tak bardzo dostojny. Takiego zdania jest Czesław Hernas, który dodaje, że poemat bliższy jest piśmiennictwu naukowemu tamtych czasów niż literaturze. Po kropce czytamy jednak, że Hernas docenia ambicje humanistycznej syntezy oraz podkreślanie godności pracy górnika i hutnika.

Niesamowite w dziele Roździeńskiego jest to, że jako jedyny w owych czasach pisze o ciężkiej, fizycznej pracy bez protekcjonalnej wyższości. Nie opisuje „sielanki”, a wysiłek kuźników nie ma charakteru zdrowej rekreacji na świeżym powietrzu. Praca ma swoją godność, robotnicy – dumę, nawet żelazo ma „powagę”. Próżno tam szukać współczucia jakim arystokratyczny twórca obdarzał ciężko pracujących chłopów. Roździeński widzi trud, ale z hutniczego trudu wypływa godność i duma z dobrze wykonanej roboty. „Officina” jest niezwykła, bo jest także źródłem wiedzy historycznej. Sporo znajdą w niej językoznawcy. Dla historyka myśli technicznej to prawdziwa perła, bo opisuje dawne technologie. Badacz obyczajów także znajdzie wiele cennych informacji. Sporo dowiadujemy się o ówczesnej geografii czy nawet historii światowej metalurgii. Roździeński zajmuje się nawet tym, co dziś nazwalibyśmy prowadzeniem biznesu, a prawdziwe rozczulenie może budzić opis sposobów, w jaki nieuczciwi robotnicy dopuszczają się kradzieży żelaza.





Autor od razu uprzedza nas – gdybyśmy chcieli taki biznes prowadzić – gdzie szukać a na wszelki wypadek dodaje, że dozorcę i tak powinniśmy zatrudnić. Mało brakowało, a nie wiedzielibyśmy dzisiaj nic o dziele Roździeńskiego. Jedyny zachowany do współczesnych czasów egzemplarz „Officina ferraria” odkryto dopiero w 1926 roku. Wśród ksiąg należących do siedemnastowiecznego bibliofila, Jana Kazimierza Grabskiego, które ten w testamencie przekazał Bibliotece Kapituły Gnieźnieńskiej, poemat Roździeńskiego odnalazł ksiądz Leon Formanowicz. Odkrycie ogłosił w opracowaniu „Biblioteki gnieźnieńskie i pomorskie”, zaś sam poemat wydano – w niepełnej postaci – w 1933 roku. Od tego czasu dzieło zaczęło fascynować wielu badaczy literatury. Należał do nich bez wątpienia profesor Roman Pollak, który w 1936 roku doprowadził do pełnego wydania „Officiny”. Studia nad poematem Roździeńskiego prowadzili Seweryn Respond, Jan Zaręba i Mieczysław Radwan. W latach wojny Niemka, Emma Haertel, opublikowała pracę o związkach dzieła Roździeńskiego z niemiecką kulturą techniczną.


Walenty Roździeński




Znani i uznani za życia literaci mają życiorysy dobrze udokumentowane. Wcześnie zaczęto zbierać pamiątki po nich, opisano wszystko to, co istotne. Ponieważ żyjący na przełomie szesnastego i siedemnastego wieku Roździeński odkryty został dopiero w dwudziestym wieku, skazani jesteśmy na domysły. Znaleziono sporo dokumentów mogących być świadectwem jego życia, ale o prawdziwą, naukową pewność tutaj trudno. Narodziny Walentego Roździeńskiego datuje się na siódmą dekadę szesnastego wieku, wiadomo, że miał brata Jana i siostry: Annę i Dorotę. Sam Roździeński pisze o wielopokoleniowych tradycjach hutniczych swojej rodziny pochodzącej z okolic Lublińca. Wiemy także, że razem z bratem prowadził odziedziczoną po ojcu kuźnię. Prawdopodobnie poemat hutniczy zawdzięczamy zresztą plajcie tego „warstatu”. Zrujnowany Walenty znalazł się w więzieniu, z którego wyciągnął go możny właściciel Lublińca i koszęcińskich kuźni – Andrzej Kochcicki. Prawdopodobnie pod wpływem lektur z bogatej biblioteki na lublinieckim dworze Roździeński zaczął pisać poemat. „Officina ferraria” – pisana prawdopodobnie w latach 1602 – 1608 – rozpoczyna się zresztą od pochwały „Czapli” – herbu rodziny Kochcickich, której autor winien był wdzięczność.

Z zapisów Kościoła Mariackiego w Krakowie wynika, że Walenty Roździeński pojął tam za żonę Annę. Dokumenty krakowskiej Kurii Metropolitalnej mówią z kolei, że dłuższy czas mieszkał w Koziegłowach (Księstwo Siewierskie). Uniwersytet Jagielloński ma pochodzącą z 1626 roku listę nowych studentów, na których figuruje syn Walentego Roździeńskiego. Niewiele tu faktów pewnych, nawet datę śmierci pisarza określa się przedziałem 1640 – 1642.


Walenty Roździeński